Rok 1926. Do Los Angeles przyjeżdżają matka z córką. Porzuciły swój dom gnane marzeniem, by u ich stóp znalazła się Fabryka Snów. Tego pierwszego dnia, na peronie, nawet nie domyślają się, jaką cenę przyjdzie im za to marzenie zapłacić.
Joanna Karpowicz i Magdalena Lankosz pokazują w komiksie zderzenie wyobrażeń o życiu aktorki z tym, co kryje się za kulisami filmowego biznesu. Opowiedziana w kryminalnej konwencji historia obfituje w tajemnice i niespodziewane zwroty akcji. Dotyczą one zarówno przeszłości bohaterek, jak i mrocznych praktyk Złotej Ery Hollywood.
Opowiadając o czasach, kiedy Fabryka Snów przypominała stojące ponad prawem bizantyjskie imperium, autorki zostawiają czytelnikom wiele tropów, które odsyłają do ponurych legend Miasta Aniołów, takich jak samobójstwo Peg Entwistle, proces Fatty’ego Arbuckle’a czy morderstwo Czarnej Dalii. W tej opowieści o kręgu zła, który zacieśnia się wokół tytułowej bohaterki, jest wiele z prawdziwej – oficjalnej i nieoficjalnej – historii Hollywood, największego centrum przemysłu rozrywkowego na świecie.
Czasy początków kina, czasy przełomu, kiedy to nieme filmy powoli były zastępowane dźwiękowymi, a w Hollywood kształtowały się gatunki do dziś podbijające kinowe ekrany, to okres wielkiego rozdarcia. Tego społecznego? Też, Ameryka znajdowała się w końcu u progu Wielkiego Kryzysu. Przede wszystkim jednak tego pokazującego jak mocno oddalone jest prawdziwe życie od ekranowej fikcji. W skrócie: witajcie w chorym świecie, gdzie za fasadą utrwalonych na kliszy pocałunków amantów, slapstickowych wypadków i familijnych wzruszeń kryje się brud pedofilii, seksualnego wykorzystywania, aborcji, dewiacji i „przypadkowych” zgonów.
Autor: Michał LipkaData: 18.11.2017
Doskonałe i przepiękne!!!
Świetne jest prowadzenie narracji, poprzez powracanie do tego samego momentu w przeszłości, tyle że za każdym razem ten fragment jest coraz bardziej "rozwijany" przed naszymi oczami. Te całe "malunki" wyglądają tak, że po przeczytaniu całości pacnąłem "Anastazję" jeszcze raz, było warto. Szczególnie, że nie było to zbyt trudne, komiks raczej stawia na opowiadanie obrazem i nie boi się retardacji, powtórzeń i skupieniu się na kolorze... Sama historia jest niezła, szkoda tylko, że całość kończy się bardzo szybko, a cliffhanger jest co najmniej tak wielki, jak kop w same jaja. Czekam na kontynuację, dla mnie była to doskonała uczta dla oczu.