Komiksiarzem jestem od dwóch dekad, i niejeden komiks przeczytałem. Od naszych rodzimych Kajtków (których darzę ciepłym uczuciem, pomimo lat) począwszy poprzez fascynującymi mnie (wtedy, choć nadal ich lubię) super bohaterów w rajtuzach a na mandze wszelakiej skończywszy (cenię ją za różnorodność tematyczną). Ale żaden komiks tak mi nie przypadł do gustu, i tak nie dał mi do myślenia jak właśnie Fistaszki. Nawet wspomniany w opisie Calvin i Hobbes, jeden z moich ulubionych komiksów humorystycznych jest na drugim planie w stosunku do Charliego, Snoopego i ferajny. Dlatego ten komiks jest niezwykły!
Jeśli zatem ktoś jeszcze nie miał styczności z Fistaszkami, to polecam nadrobić zaległości!
A ja? A ja nareszcie zobaczę jaki pasek został upichcony w dniu moich narodzin :D

Wydawnictwo Nasza Księgarnia podjęło się niezwykle ambitnego zadania publikacji serii kompletnych zbiorczych wydań legendarnych „Fistaszków” i sukcesywnie, od ośmiu już lat, realizuje ten cel. Najnowszy z imponujących tomów serii, piętnasty, zabiera nas do przełomu lat 70 i 80 ubiegłego wieku, oferując blisko 350 stron lektury, która nie zestarzała się przez ten czas ani odrobinę, zachwycając równie mocno, jak niemal trzy dekady temu.

Zaskakujące, ile prawdy (niewesołej) można pomieścić w krótkim stripie. Schultz jest mistrzem tej formy, co udowodnił już nie raz. Aż by się chciało zobaczyć taki komiks np. w wykonaniu M. Raczkowskiego, choć to oczywiście inny rodzaj wrażliwości i stylu... Obsługa Gildii, jak zwykle bez zarzutu.Pozdrawiam Noworocznie.