Wpadłem ostatnio mocno.
W wir nowości, w permanentne śledzenie zapowiedzi, gorączkowe planowanie zakupów. Jakże łatwo się w tym zagubić, czytać średnie i średnie plus nowości, zapomnieć o tym, że są jeszcze Ważne Komiksy do przeczytania.
Czasem jednak się udaje po nie sięgnąć, toteż złapałem ostatnio “Kryzys tożsamości”, często wymieniany jako jeden z bardziej wartościowych komiksów ze stajni DC.
Jego wyjątkowość ma polegać na tym co zwykle, czyli na Świeżym Podejściu do Superbohaterów, na uczłowieczeniu ich, pokazaniu bardziej obyczajowych dramatów i wyzwań.
Jednak na początku wita nas ohydna kreska.
Dobra, jestem uprzedzony trochę. Jest szczegółowa, dynamiczna, zrozumiała, to po prostu ta kiczowata, pstrokata kreska superhero lat dziewięćdziesiątych, której szczerze nie znoszę. Na tym tle nie ma pozytywnych zaskoczeń.
Na poziomie scenariusza, cholera, są.
Wszystko zaczyna się od tajemniczej śmierci żony jednego z mniej znanych superbohaterów, po której rozpoczyna się śledztwo (również wewnętrzne), budzi się nieufność, ale i strach o bliskich, których przecież nikt nie ma prawa mieć na celowniku, temu w końcu ma służyć ukrywanie tożsamości.
To dość tragiczna historia, która zaiste z innej perspektywy patrzy na instytucję superbohaterów. Mimo ogromnej gwardii postaci, komiks ma w sobie ogrom intymności, opiera się w dużym stopniu na (zaskakująco wiarygodnych) dialogach.
Widzimy tu bohaterów rozdartych, bohaterów złych, pogrążonych w żałobie, przerażonych. Widzimy żywe, przyziemne relacje.
Pojawiają się tu też zaskakująco ponure, szokujące, ciężkie tematy i rozwiązania fabularne. Ktoś może powiedzieć, że próbują na siłę szokować, ale mną na pewnym poziomie ten komiks autentycznie wstrząsnął. A na pewnym wzruszył.
Jest to też w końcu na pewnym poziomie naprawdę przyzwoity i sprawnie poprowadzony kryminał.
To historia intensywna emocjonalnie, pełna żalu, przestrzeni na przemyślenia, opowiedziana z wyczuciem i delikatnością.
Autor: IG: @traczytanko Data: 25.03.2025