Są takie dni, że budzisz się rano, miał być poniedziałek, jest środa, nie pamiętasz co robiłeś przez ostatni tydzień, w lodówce pusto, a po kuchni biegają myszy, prosząc, żebyś dorzucił się do flaszki, bo im zabrakło. Masz wtedy dwa wyjścia – albo spróbować ponownie zasnąć licząc na to, że rzeczywistość wróci do normy, albo faktycznie napić się z myszami, skoro już i tak narobiły rabanu. W tym drugim przypadku będziesz miał przynajmniej o czym opowiadać.
Oceniając po lekturze albumu Bez końca komiksowi debiutanci Roman Lipczyński i Paweł Garwol bardzo często mają takie dni, w których rzeczywistość nie trzyma się racjonalnych zasad, a proste wyjście z łóżka staje się początkiem absurdalnych i niewytłumaczalnych przygód. Wkraczając w ich świat warto porzucić wszelkie oczekiwania i po prostu dać się uwieść tym dziesięciu historiom, w których hitchcockowski suspens idzie ręka w rękę z kliszami wprost z czarnych kryminałów, a vianowskie umiłowanie absurdu spotyka się z poważną refleksją na temat wolnej woli i roli przypadku w życiu człowieka. U Garwola i Lipczyńskiego nie ma niczego pewnego, a każda kolejna strona przynosi następne zaskakujące pointy i niecodzienne rozwiązania, zmuszające do ponownego odczytywania całej opowieści pod zupełnie innym kątem.